Przywoływać duchy to tęsknić: Barbara Kowalewska o "Buladó"
Tęsknota jest kotwicą zarzuconą w przeszłości, która nie pozwala, by człowiek dryfował w niewiadomym kierunku. Jak ważne jest to dla dalszego rozwoju nastolatki, w sposób niezwykle subtelny pokazuje film „Buladó”.
Widz zostaje zaproszony do miejsca egzotycznego – Curaçao, część Karaibów, które po długim okresie kolonizacji, od 2010 roku ma status terytorium zależnego od Holandii. Jedenastoletnia Kenza mieszka z ojcem i dziadkiem. Jej mama nie żyje, a dziewczynka nigdy jej nie poznała. Wychowywana z mężczyznami świetnie naprawia samochody, potrafi zabić z procy iguanę i dać nauczkę chłopcu, który jej dokucza w szkole. Kenza słyszy, jak dyrektorka pyta ojca, czy jej agresywne zachowanie spowodowane jest śmiercią matki. I wtedy pojawia się ta niezrozumiała tęsknota za mamą, której nie zdążyła poznać, wbrew twierdzeniu ojca, że „nie można tęsknić za czymś, czego się nigdy nie miało”. Dla Kenzy to zdanie staje się jak wezwanie do pojedynku i rozpoczyna proces przemiany.
Szanujcie duchy
Sprzymierzeńcem Kenzy w tej podróży tęsknoty jest dziadek, pamiętający jeszcze tradycyjne obyczaje i szamańskie rytuały. Buduje drzewo duchów, żeby przywołać przodków i mówi Kenzie, że gdy wiatr się zmieni, zdarzy się coś magicznego. Kenza walczy ze skrajnym racjonalizmem ojca, którego pogarda dla wszelkich przejawów duchowości jest zarzewiem konfliktu między nim a dziadkiem dziewczynki. Starzec broni swojej ziemi przed sprzedażą i przestrzega syna: „Szanujcie duchy, które zamieszkują tę ziemię, łzy niewolników, ich pot i krew”. I chociaż ojciec uważa, że to wariactwo, postawa starca wydaje się tu mieć szerszy wymiar – broniąc świata duchów, staje w obronie przedkolonialnych tradycji i jest dla Kenzy łącznikiem z jej korzeniami, nie tylko rodzinnymi. Początkowo nastolatka jest sceptyczna wobec tych działań, podobnie jak jej ojciec, ale gdy ten nie pomaga jej „odzyskać” ducha matki, to właśnie w dziadku szuka sprzymierzeńca swojej podróży w poszukiwaniu kontaktu ze zmarłą.
Racjonalizm i potrzeba mitu
Ojciec Kenzy jest przedstawicielem cywilizowanego świata, funkcjonariuszem policji i skrajnym racjonalistą. Walcząc z dziadkiem, wyrywa z ziemi jego drzewo duchów. Znaczenie tej sceny na poziomie symbolicznym jest łatwe do zrozumienia. Nadal chce sprzedać ziemię, a ojca oddaje do domu starców. Zanim to się jednak stanie, Kenza przez intensywny kontakt z dziadkiem, przechodzi swego rodzaju wtajemniczenie w rytuały magiczne. Konflikt wewnątrzrodzinny pokazuje napięcie pomiędzy racjonalnym a potrzebą mitu, która istnieje w każdym człowieku. Bo na płaszczyźnie racjonalnej nie można poradzić sobie ze stratą, śmiercią i innymi progowymi wydarzeniami w naszym życiu. Kenza tworzy więc własny mit, łączący ją z nieznaną matką i pomaga dojrzewać, rozwijając sferę szeroko pojętej duchowości. Jej upór wojowniczki prowadzi do pogodzenia się całej trójki przed śmiercią dziadka. To Kenza wyprowadza z domu starców, by mógł umrzeć tak, jak chce i jak każe tradycja – w rytualnym, totemicznym stroju drapieżnego ptaka, „sługi świata snów”.
Wiatr i śpiew
Napięcie między światem racjonalnym i magicznym podkreślone jest w warstwie wizualnej i dźwiękowej. Ważne są chmury, ważny jest wiatr, ważny jest śpiew wiatru i śpiew człowieka. I archaiczne rysunki naskalne w jaskini, i naszyjnik z kości przodków, i szamański namiot. Ważne jest czytanie świata – w śmierci psa, w sukience matki, która ożywa na wietrze, w locie sępa na tle chmur. Ważne są cienie, kolory i subtelne światła. Zderzenie dnia z opowieściami ciemności. I tego opowiedzieć nie umiem. Mogę tylko zaprosić widzów do wejścia w magiczny świat kina, by doświadczyć innego rodzaju magii i usłyszeć to, co niewidzialne w śpiewie wiatru.
Barbara Kowalewska
„Buladó” (Holandia, Curaçao 2020); scen. Eché Janga, Esther Duysker; reż. Eché Janga