Wywiad

Portugalski niepokój. Z Davidem Pinheiro Vicente, reżyserem filmu „Baranek Boży”, rozmawia Kuba Armata

Kuba Armata: Zanim „Baranek Boży” trafił na Międzynarodowy Festiwal Filmów Młodego Widza Ale Kino!, wyselekcjonowany został w 2020 roku do Cannes. Niestety z uwagi na pandemię ten najważniejszy z europejskich festiwali nie odbył się w normalnej formule. To było dla ciebie duże rozczarowanie?

David Pinheiro Vicente: Udało mi się pojechać wtedy do Cannes, bo mimo że festiwal jako taki się nie odbył, zorganizowano mniejsze, trzydniowe wydarzenie. Pokazywane tam były pojedyncze fabuły i szczęśliwie dla mnie – cała selekcja krótkich metraży. Oczywiście miało to charakter kameralny, zupełnie inny niż to, do czego jesteśmy przyzwyczajeni, myśląc o festiwalu w Cannes. Zatem w pewnym sensie mogę mówić o rozczarowaniu, ale generalnie postrzegam to jako słodko-gorzkie doświadczenie. Kiedy dowiedziałem się, że mój film został wybrany przez selekcjonerów, dopiero adaptowaliśmy się do nowej, pandemicznej rzeczywistości. Wiele było niewiadomych. W efekcie, mimo że na samym wydarzeniu występowało sporo obostrzeń i ograniczeń, było bardzo miło i doceniliśmy wspólnie spędzony czas. Z kolei do tego „prawdziwego” Cannes wróciłem w ostatnim roku, ponieważ prezentowałem tam pomysł na mój nowy film.

Co to będzie i na jakim jesteś etapie?

Jestem aktualnie na etapie pisania scenariusza, więc to raczej wstępna faza całości. To będzie mój pełnometrażowy debiut. Portugalska produkcja, choć mam też na pokładzie francuskiego producenta, dzięki czemu, w ramach rezydencji, mogłem pracować nad tym przez jakiś czas w Paryżu. Na film trzeba będzie jednak jeszcze trochę poczekać. „Baranek Boży” to z kolei mój pierwszy profesjonalny krótki metraż, nie licząc filmu dyplomowego. Tak naprawdę dopiero tutaj musiałem mierzyć się z wszystkimi wyzwaniami związanymi z realizacją filmu, w tym z rozsądnym gospodarowaniem budżetem.

Czy opowiedzenie historii w bardzo ograniczonym czasie to duże wyzwanie?

Myślę, że sporym wyzwaniem jest zrobienie tego w odpowiedni sposób. Często krótkie metraże, z uwagi na swoje ograniczenia, sprawiają wrażenie, jakby były nierozwiniętą częścią większej całości. Zupełnie jakby reżyser opowiedział zaledwie jeden akt i musiał już kończyć. Wydaje mi się, że czasem niełatwo zaadaptować historię do takiej struktury, bazującej jednak na pewnym minimalizmie. Z drugiej strony, mniejsza skala produkcji też pewne rzeczy upraszcza.

Jak zatem było z historią, o której opowiada „Baranek Boży”?

Oparta jest ona w dużej mierze na wspomnieniach mojego ojca, o których mi opowiadał. Wychowywał się w niewielkiej wiosce we wnętrzu kraju. Ja co prawda już stamtąd nie pochodzę, ale za młodu zdarzało mi się tam spędzać letnie wakacje. Z jego historiami połączyłem zatem swoje wspomnienia i przefiltrowałem to przez własną wrażliwość. Co ciekawe, kręciłem film w domu – dzisiaj opuszczonym – w którym ojciec się wychowywał. Musiałem go tylko nieco przystosować do potrzeb filmu. Ważną inspiracją, która może też tłumaczyć pewną gwałtowność czy niepokój związany z tą opowieścią, były dość mroczne tradycyjne portugalskie opowieści i folklor.

Mógłbyś o tym powiedzieć coś więcej?

W naszych baśniach wiele jest przemocy, potrafią one wywołać w ludziach poczucie konfuzji, niepokoju. Często dotyczą właśnie życia w niewielkiej wiosce, gdzie nagle dzieje się coś dziwnego bądź gwałtownego. Wydało mi się to bardzo interesujące, zatem przygotowując się do realizacji „Baranka Bożego”, postanowiłem nieco zgłębić ten temat. Duży wpływ na mnie miała też twórczość portugalskiej malarki Pauli Rego, która w swoich pracach chętnie korzysta z tych tradycji i naszego folkloru. Wiele myślałem o tym, jakie elementy definiują takie historie.

Na przestrzeni piętnastu minut podejmujesz w swoim filmie wiele tematów, takich jak rodzinne więzy, relacja z naturą, odpowiedzialność, przemoc, erotyczne napięcie. O którym z nich myślałeś na samym początku, kiedy pisałeś scenariusz?

Początkowo fascynowała mnie idea pewnej bezsilność. Chciałem pokazać bohatera, który ma świadomość mijających dni, tego, co się dzieje, ale jednocześnie czuje, że niewiele może z tym zrobić. Nie ma kontroli nad biegiem wydarzeń. To była myśl, którą chciałem eksplorować w scenariuszu. Zwłaszcza w kontekście relacji rodzinnych – z matką czy z bratem. Z kolei kiedy zacząłem zgłębiać baśnie, tradycyjne podania, o których wspomniałem, bardzo chciałem żeby ich atmosfera przełożyła się na tę w filmie. Z jednej strony czułem, że to będzie bardzo portugalskie, z drugiej zależało mi, by można było zobaczyć w tym coś więcej niż tylko tę historię. Ważne stały się też elementy w tle – religia, święto, muzyka. W „Baranku Bożym” widz ma dostęp do kolejnych elementów opowieści, ale chciałem, żeby poskładał ją sam.

Tajemnica to kategoria, która mocno ten film definiuje.

Z pewnością. W ogóle bliska mi jest estetyka horrorów, zwłaszcza klasyków z lat 70. i 80., takich jak „Halloween” Johna Carpentera czy „Piątek trzynastego” Seana S. Cunninghama. W „Baranku Bożym” chciałem zawrzeć kilka charakterystycznych dla tej estetyki elementów. Zwłaszcza w warstwie dźwiękowej. Może czasami jest to nawet nieco przesadzone, ale interesował mnie ten sposób budowania napięcia. To filmy, które grają z ideą strachu, ale z dziecięcego punktu widzenia, czego dzisiaj specjalnie w kinie nie widać.

Powiedziałeś o dźwięku, ale i obraz jest ważną składową zbudowania gęstej atmosfery twojego filmu.

Ważne było to, że po raz kolejny miałem okazję współpracować z bardzo utalentowaną autorką zdjęć Joaną Silvą Fernandes. Stworzyła bardzo interesujący, nie do końca realistyczny obraz, gdzie mogliśmy poeksperymentować nieco z kolorami. Myślę, że mocno odnosiło się to do samego założenia jeszcze ze scenariusza, czyli układania tej opowieści z niewielkich fragmentów. Chciałem u widza wytworzyć wrażenie, jakby siedział z moimi bohaterami w jednym pokoju bądź przy stole, by nie mógł ogarnąć całej przestrzeni. To z kolei było zdeterminowane przez klaustrofobiczną atmosferę miejsca, w którym kręciliśmy.

Wspomniałeś, że to dobrze znane ci tereny.

Tak, to niewielka portugalska wioska, leżąca, gdyby spojrzeć na mapę, niedaleko granicy z Hiszpanią. Jest to piękne, a zarazem surowe i dość typowe dla tych regionów miejsce. Jak wspomniałem, w tym domu wychował się mój ojciec. Z kolei babcia do dziś mieszka w innym budynku na tej samej ulicy. Pamiętam, że kiedy tam jeździłem, czułem się lekko nieswojo. Być może z uwagi na fakt, że byłem tam obcy. Nie byłem przyzwyczajony do tego żaru, mieszkających tam ludzi, choć oni akurat byli dla mnie bardzo mili. Dystans, jaki odczuwałem, wynikał pewnie z faktu, że sam wychowałem się gdzie indziej. Dlatego łatwiej było mi tę historię opowiedzieć. Bo aż tak się z tym nie utożsamiałem.

A z jakim kinem się utożsamiasz?

Powiedziałbym, że moje inspiracje są dość różnorodne. Kiedy robiłem „Baranka Bożego”, myślałem na pewno o Lucrecii Martel. To jedna z moich ulubionych reżyserek, z której twórczością czuję silną relację. Ważne dla mnie jest też kino Michaela Hanekego. Ostatnio odkryłem Christiana Petzolda, którego filmy bardzo mi się spodobały. Claire Denis to inna ważna dla mnie reżyserka. Sporo zatem autorów kina europejskiego, ale też na przykład Sofia Coppola czy Robert Altman.

Rozmawiał Kuba Armata